10 października 2015

„Mroczne Góry” – Marii Bucardi – powieść historyczna czy fantasy? Przybycie do Sarons

Kochani i kolejny fragment na dobranoc :-) Wkrotce zapowiedziana druga czesc powiesci pt. „W zielonych oczach wiedzmy” – warto byscie przypomnieli sobie co wydarzylo sie w czesci pierwszej „Mrocznych Gorach” ;-)) …
mroczne_gory_sarons_bucardi
FRAGMENT na dzis:
Podał jej dłoń i jednym ruchem wsadził na konia za sobą. Książę nie znosił opóźnień i każdą straconą minutę musiał nadrobić po drodze.
Gdy Mariam w ogóle się zorientowała, co się stało, byli już na trakcie do Sarons. Zakręt za zakrętem obfitował w nowe krajobrazy, ale także zmęczenie i gdy wreszcie ujrzała mury twierdzy, odetchnęła z ulgą. Czuła ból w każdej części ciała i przeraźliwe zimno, które owładnęło okolicą po zachodzie słońca. Tętent końskich kopyt na zwodzonym moście oznajmiał koniec tej krótkiej, ale jakże męczącej podróży.
Cała droga na wyższy zamek była oświetlona pochodniami. Jak widać oczekiwano powrotu władcy, a gdy konie wpadły na dziedziniec, zauważyła ogromne poruszenie.
Książę zeskoczył z rumaka i nie odwracając się, ruszył w kierunku arkad. Po drodze dobiegały do niego straganiarki, proponując słodycze i inne zakąski, ale odpędzał je jednym ruchem ręki. Długi płaszcz delikatnie falował w rytm jego pewnych kroków, dodając postaci jakiejś niezwykłej powagi. Wkrótce zniknął w cieniu krużganka. Także kapitan zatrzymał konia i podał jej rękę.
– Jesteśmy na miejscu – oznajmił z przyjaznym mrugnięciem, jakby chciał dodać jej odwagi.
Delikatnie zsunęła się z konia i poczuła, jak świat wiruje jej przed oczami. Gdyby nie mocny uścisk mężczyzny straciłaby równowagę, jednak ten nie puszczał jej dłoni. Podniosła oczy i uśmiechając się z wdzięcznością, powiedziała:
– Dziękuję panie, straciłam grunt pod nogami.
Hrabia de Revelion bez słowa odwzajemnił uśmiech, po czym sam zsiadł z rumaka, rzucając uzdę stajennemu i odwrócił się do niej, mówiąc:
– Witaj w Sarons, Mariam Salise….
blog powiesci tutaj: https://mrocznegory.wordpress.com

„Mroczne góry” Marii Bucardi – śnieżny ogród – blog o książkach, opowiadania fantasy

mroczne_gory_ogrod
Moi Najdrożsi, dziś grafika mojego autorstwa, którą próbowałam ukazać dla Was ów śnieżny ogród i kolejny fragment „Mrocznych Gór” – życzę Wam cudownych chwil w owej magicznej krainie, która starałam się jak najdokładniej oddać dla Was słowami …
Weszli do środka i mur znów się zasunął. Mężczyzna odwrócił twarz w jej kierunku i zmierzył ją chłodnym, przeszywającym spojrzeniem.
– To jedno z wielu sekretnych przejść w Mrocznych Górach – powiedział z naciskiem i nagle miała wrażenie, że odczytał jej myśli. – Nie wolno Ci chodzić tędy po zmroku, a gdy słońce osiągnie horyzont, musisz być w swojej komnacie. Nigdy nie zostawiaj otwartych drzwi i nigdy, przenigdy, nie otwieraj ich w środku nocy. Nasz ustalony kod znasz, inne po prostu ignoruj. Wszelkie nawoływania, szepty, stukania po zachodzie słońca są złudne i niebezpieczne.
Poczuła dziwny ścisk w żołądku, a widząc, że książę nie spuszcza z niej oczu, skinęła głową, szepcząc:
– Rozumiem.
Mężczyzna, nie czekając, ruszył dalej w głąb korytarza. Tutaj pochodnie były coraz rzadsze i rzadsze, aż zapadł zupełny mrok. Nie mogąc dotrzymać mu kroku, została bardziej z tyłu i potknęła się kilkakrotnie.
Wilgotne tunele krzyżowały się kilka razy, ale starała się dokładnie zapamiętać całą drogę. „Siedem razy w lewo i trzy razy w prawo” – pomyślała, gdy tajemne przejście nagle rozjaśnił blask słońca. Tuż za kolejnym zakrętem, w pełni ukrytym pod baldachimem zielonego bluszczu, rozpostarł się widok na zalany złotym światłem dziedziniec. To jednak nie był główny plac, który poznała wczorajszej nocy. Tutaj rozpoczynał się niezwykły ogród pełen ogromnych, barwnych kwiatów, których nigdy wcześniej nie widziała. Zanim zdążyła obejrzeć choćby z grubsza to niezwykłe
miejsce, Artur de Leys już zniknął za ścianą bukszpanu. Prawie biegiem nadrobiła dystans. Kolejny etap wędrówki napawał jeszcze większym zdumieniem. Tutaj wszystkie kwiaty miały odcień bieli i bujnie otaczały maleńki, ale jakże malowniczy staw.
– To miejsce nosi nazwę śnieżnego ogrodu – rzucił jakby od niechcenia, widząc zdumienie w jej oczach.
Z fascynacją wpatrzyła się w powierzchnię wody i białe rybki pływające w sadzawce, podczas gdy władca Mrocznych Gór znów zniknął w jednej z arkad.
Niemal biegiem ruszyła w tym kierunku, ale jej suknia zaczepiła się o kolce pnącza białej róży, rosnącego tuż przy ścieżce, jakby roślina chciała ją zatrzymać. Nerwowym ruchem uwolniła koronkę i pospieszyła za przewodnikiem. Maleńka ścieżynka zawinęła pomiędzy olbrzymim starodrzewiem i prowadziła teraz pod kaskadami egzotycznych pnączy. Widząc, że książę znów zniknął za ścianą zieleni, nie zatrzymywała się ani na moment. Minęła piękną altankę w chińskim stylu i w pośpiechu prawie wpadła na władcę. Ich oczy znów się spotkały. Widziała, że mężczyzna jest zniecierpliwiony, a gdy chciała powiedzieć coś na usprawiedliwienie, rzucił z wyraźną złością:
– Mariam, w Mrocznych Górach nie ma miejsca na lekkomyślność. Nie jesteśmy na dworze, w ogrodzie rozkoszy. Będziesz miała wystarczająco dużo czasu, by odgadnąć tutaj każdy szczegół samotnie, nie marnując mojego cennego czasu!
Czuła, jak ze zdenerwowania rumieńce zabarwiają jej policzki. Nie miała jednak ochoty zaczynać kolejnej bezowocnej dyskusji, spuściła więc wzrok, próbując ukoić irytację. Jakby na to nie patrzeć, książę miał trochę racji. Była mu winna raczej wdzięczność. Jeśli uważał ją za więźnia, co tak dobitnie podkreślił, to jednak mimo tego pozwolił jej opuścić komnatę… Sama nie wiedziała już, co myśleć. Jedno było pewne, że jakby nie oceniać sytuacji, powinna być szczęśliwa, że, ścigana przez prawo, nie musi tułać się po gościńcach i że książę ryzykuje własną pozycję, by chronić ją przed łożem następcy tronu… książka jest dostępna tylko tutaj: http://magiczny-swiat.es24.pl/…/ebook-niezapomniana-podroz-…
Wasza dr Maria Bucardi

Literatura fantasy – „Mroczne gory” Marii Bucardi – fantastyka, romans, powiesc historyczna

Koń z wyczuwalnym zmęczeniem wpadł w kolejne ostępy dzikiej puszczy. Z prawej i z lewej strony stały majestatyczne kilkusetletnie jodły, świerki i dęby, rozkładając ogromne, a w nadchodzącej z sekundy na sekundę nocy, wręcz straszne korony, groźnie poruszane podmuchami lodowatego wichru. Wśród liści szemrały głosy, jakby upiorny śpiew, wołanie dusz zabłąkanych w głębi przeklętego boru i pobliskich mokradeł, których specyficzny zapach, wraz z gęstą mgłą, rozchodził się po okolicy jak delikatne, ale dobitne ostrzeżenie dla zagubionych wędrowców. Las żył.
kon_mroczne_gory
Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała w kierunku nagich szczytów, które przez bujną zieleń, oblaną ostatnim ciepłem zachodzącego słońca, przebijały się na horyzoncie. Tuż zza ostrych grani wyłaniał się księżyc w pełni. Znów zerknęła przed siebie i miała wrażenie, że ścieżka zwęża się coraz bardziej. I tak, próbując dostrzec cokolwiek w cieniu starodrzewia, tuż obok zauważyła delikatną, jakby utkaną z mgły, zwierzęcą postać. Wytężyła wzrok. „To tylko sarna”– pomyślała i mocniej spięła konia, by zdążyć przed zmrokiem.
Według nakreślonej przez staruszka mapy, do twierdzy było już bardzo blisko. „Sarna”– ten widok nie dał jej spokoju. – „Według zielarki znad brzegów Orsy wskazuje właściwą drogę, ale przecież trakt zboczył tak mocno w prawo, a zwierzę pozostało po lewej stronie” – czuła, że bieg myśli tylko potęguje zmęczenie, świadomie więc odsunęła rozważania na później, miała bowiem nieodparte wrażenie, że las staje się coraz rzadszy i rzadszy. Pragnęła tylko jednego, by wreszcie ujrzeć mury twierdzy Mrocznych Gór.
W tym momencie przez drogę przeskoczył zając, widocznie zbudzony odgłosem kopyt. Koń, tak samo zmęczony, jak i ona, w jednej sekundzie stanął dęba, rżąc przeraźliwie. Wycieńczona długą podróżą straciła panowanie nad rumakiem i runęła w dół. Poczuła mocne uderzenie o ziemię i przeraźliwy ból. Zdawała się stracić przytomność, gdyż tylko jak przez mgłę widziała migające dookoła ogniki. „Błędne dusze” – pomyślała, a dreszcz przerażenia w mgnieniu oka orzeźwił ją jak wiadro zimnej wody.
Podniosła się z trudnością i strząsnęła z ubrania wilgotne liście, które niczym rzepy przyczepiły się do płaszcza. Czuła piekący ból na łokciach i nadgarstkach. Rękawiczki były umoczone w błocie, a glina i mokre nasiona traw wczepiły się w jej rozwiane wiatrem włosy. Na próżno próbowała je wyplątać, aż wreszcie dała za wygraną. Rozejrzała się dookoła, ale spostrzegła, że wystraszony koń zniknął jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki… link do ksiazki – http://magiczny-swiat.es24.pl/opis/6917037/ebook-niezapomniana-podroz-do-krainy-mrocznych-gor-pelna-tajemnic-niezwyklych-przezyc-powiesc-marii-bucardi.html

„Mroczne Góry” – powieść Marii Bucardi – fantasy, romans, powieść przygodowa? – Gariel

Moi Najdrozsi dzis przedstawiam dla Was Gariel i kolejny fragment „Mrocznych Gor”:
Gariel_Mroczne_gory
– Co teraz zrobimy? – zapytała. – Może zastąpimy innym składnikiem?
– Zwariowałaś! – krzyknęła z przejęciem Gariel.
– Przecież każde zioło ma swój odpowiednik, nic wielkiego się nie stanie…
– Nie masz najmniejszego pojęcia – syknęła Gariel ze złością, jakby to Mariam była winna i specjalnie ukryła słoiczek.
– Ależ to nie problem, zastosujemy…
– Mariam! – przyjaciółka przerwała jej w pół zdania – co ty wygadujesz?! Wiesz przecież, że książę od razu to zauważy!
– Lepsze to, niż nic – odpowiedziała dziewczyna, obserwując pusty pojemnik z niemałym zainteresowaniem. Dałaby sobie rękę uciąć, że jeszcze kilka godzin temu był pełny, a przecież nikt inny oprócz Gariel nie miał klucza od pracowni, oczywiście z wyjątkiem księcia. Po co jednak władcy Mrocznych Gór byłyby potrzebne akurat te nieszczęsne liście męczennicy, tym bardziej że wiedział, jakie mikstury muszą przygotować.
– To nie wchodzi w grę! – skwitowała po chwili Gariel, jakby analizując pomysł towarzyszki.
– No to będzie o jedną miksturę mniej.
– Co ty wygadujesz, Mariam! – rozdrażnienie córki władcy Monsorens zdawało się rosnąć z sekundy na sekundę.
– Doślemy gołębiem – dodała dziewczyna, wybuchając śmiechem. Widok przejętej przyjaciółki i zmęczenie jakoś dodały jej humoru i zamiast martwić się, i rozpaczać czuła, że zaraz umrze ze śmiechu.
– Mariam, co się z Tobą dzieje?!
Czym Gariel była poważniejsza, tym ona sama jeszcze bardziej nie mogła opanować śmiechu.
– Czego ty się najadłaś, Mariam? Mnie wcale nie jest wesoło! Nie znasz naszego księcia i nie wiesz, czym kończy się jego gniew.
– Gariel, no przecież nie wyciągniemy tych liści spod ziemi! – dziewczyna starała się opanować chichot, ale sytuacja wydawała się jej nadzwyczaj komiczna. Ta powaga towarzyszki, opary roślin i bulgoczące mikstury wprawiały ją w coraz lepszy nastrój.
– Wiem, gdzie rośnie męczennica, mamy ją przecież w ogrodzie wschodnim, tutaj niedaleko, idę poszukać…
– Ty chyba naprawdę oszalałaś? Nie wolno nam wychodzić po zmroku, zapomniałaś? Nie mam pojęcia, co się dzisiaj z tobą dzieje!
– Ah! Gariel, nie przesadzaj, to mały kawałek stąd, wrócę za chwilkę…
Zanim przyjaciółka zdążyła w ogóle skojarzyć, że jej towarzyszka tym razem nie żartuje, tylko mówi poważnie, ta była już przy drzwiach… cala ksiazka:http://magiczny-swiat.es24.pl/…/ebook-niezapomniana-podroz-…
Z moca anielskich wibracji Twoja Maria Bucardi
dr h.c. of Angel Studies, CCU Institute (USA)
mgr historii i dziennikarstwa Uniwersytetu Śląskiego
Blog – http://bucardimaria.com
E-Mail: maria.bucardi@gmail.com

ps. a jak wygladala Gariel wg Waszych wyobrazen, gdy czytaliscie „Mroczne Gory”? Mam nadzieje, ze byla podobna ? ;-))

„Mroczne Góry” – powieść przygodowo-magiczna-fantasy Marii Bucardi – doświadczenia wiedźm z Ester

– Czyżby? – zdawał się powątpiewać, a w jego głosie wyczuła niemal kpinę. –
Kolejne zabawne doświadczenia z księgi zaklęć owych – podziwianych przez chłopstwo – wiedźm z Ester, nieprawdaż?
Dziewczyna czuła się coraz bardziej nieswojo, a jego duma i wiara we własną nieomylność budziła w niej niechęć i złość.
Mroczne gory bucardi ksiaze
– Wybacz panie, ale ta rozmowa prowadzi do nikąd – rzuciła, po czym ukłoniła się lekko i energicznie, nie kontynuując konwersacji, ruszyła w kierunku krużganku, na co mężczyzna tylko uśmiechnął się sam do siebie. Dopiero w cieniu bluszczu i arkad zwolniła kroku. Miała wrażenie, że ucieka sama przed sobą.
Pokonała schody prowadzące do zakątka, ukrytego w mroku bukszpanu i tutaj, w spokoju, z westchnieniem, usiadła na kamiennym murku. Małe ptaszki jak szalone świergotały w okolicznych krzewach, jakby objęte gorączką wiosny, a ciepłe powietrze odbijało się od kamieni, przyjemnie utulając ten jej ulubiony, maleńki zaułek, skryty przed wszelkim niepożądanym wzrokiem. Na twarzy czuła ciepłe promienie słońca, a delikatny zapach hiacyntów i śnieżnobiałych narcyzów subtelnym aromatem rozchodził się po całej okolicy i zdawał się docierać do głębi serca. Spojrzała na misternie rzeźbioną okładkę magicznej księgi i poczuła piekący nacisk na żołądek. Nie mogła pojąć, jak mogła być tak nieroztropna, by zostawić notatki w bibliotece. Otworzyła dziennik i na widok skreśleń oraz uwag naniesionych pięknym pismem wokół jej zapisków poczuła, jak gorąca fala emocji wzbiera w jej sercu, a na twarz wychodzą rumieńce. Książę nie tylko zadał sobie trud przeczytania jej recept zaraz po przybyciu z jakże długiej i męczącej podróży, ale dodatkowo skomentował je i wskazał momenty, w których powinna była zwrócić uwagę na dany składnik – czy zapisała jego niewłaściwą proporcję. Jakże mogło być inaczej, zostawiła notatki dokładnie w tym miejscu, w którym od miesięcy spoczywały te, które miał poprawić i skomentować. „Zachowałam się idiotycznie i niegrzecznie” – pomyślała, czując wyrzuty sumienia i wstyd na samą myśl, że mężczyzna sięgnął do księgi, myśląc, że zależy jej na korekcie, a nie z ciekawości czy pychy, by ją upokorzyć.
Energicznie zamknęła dziennik i z mocnym postanowieniem zerwała się z miejsca. Czuła, że w pierwszej kolejności powinna go przeprosić i podziękować za wskazówki. Bez namysłu więc ruszyła do herbaciarni. Miała ochotę na filiżankę gorącej herbaty, by potem z odwagą ruszyć dalej…
Już po chwili dotarła do drzwi magicznego pokoju, w którym istniał niezwykły świat suszonych aromatów. Tak jakby każdy region księstwa miał tutaj swoją miniaturkę, w której zawarto całą esencję krajobrazu. Pchnęła drzwi komnaty i od razu uderzył ją korzenny zapach, i cała gama delikatnych woni. Miękkie poduszki, wygodne fotele, kredensy z najcudowniejszą i najcieńszą na świecie porcelaną, tysiące kryształowych buteleczek, słoiczków z herbatami z najróżniejszych regionów, ziołami, korzeniami, żywicami. Tutaj w jednym i tym samym momencie mogła odbyć podróż do przeróżnych krain i nieznanych lądów. Dopiero po chwili zauważyła Gariel i z uśmiechem podeszła do przyjaciółki.
– Książę wrócił z podróży, widziałaś? …

15 sierpnia 2015

Mroczne Gory - powiesc fantasy Marii Bucardi - Fragment kaplica

Nie mogąc złapać tchu, dotarła do wrót kaplicy. Szarpnęła za olbrzymią kutą klamkę i drzwi z łoskotem otworzyły się, przerywając głęboką ciszę głośnym zgrzytem, który odbił się echem od ścian świątyni. Energicznie weszła do środka i spojrzała w kierunku ołtarza. W blasku ogromnych świec, tak jak przypuszczała, tyłem do wejścia klęczał książę. Bez zastanowienia szybko ruszyła w jego kierunku.


Nagle z ogromnym łomotem wrota zatrzasnęły się za nią, aż poczuła strach, zamarła na chwilę i odwróciła się zalękniona. Odetchnęła głęboko i znów ruszyła w kierunku mężczyzny. W grobowej ciszy słyszała swoje delikatne i miarowe kroki, które odbijały się echem od ścian, zdobionych barwnymi freskami.
Władca Mrocznych Gór nadal nie ruszał się z miejsca i cały hałas, który spowodowała, zdawał się w ogóle nie robić na nim wrażenia. Nawet nie spojrzał, kto śmiał zakłócić jego spokój.
– Wybacz, panie – zaczęła – cała południowa część zamku stoi w ogniu, zagrożona jest biblioteka – rzuciła jednym tchem nerwowym szeptem, nie mogąc złapać oddechu.
Stała tylko kilka metrów za nim. Książę wolno podniósł się, majestatycznie wyprostował i syknął:
– Jak śmiesz!
Jego ton był tak władczy, pełen nieukrywanej złości i tak doniosły, że poczuła, jak krew zamarzła jej w żyłach. Dopiero teraz mężczyzna odwrócił się w jej kierunku.
Zamarła. Pierwszy raz od tylu miesięcy jego twarzy nie zakrywała maska. Rysy miał piękne, klasyczne, jak nie z tego świata. Jego zimne oczy spoczęły na niej z takim wyrazem gniewu, że onieśmielona spuściła głowę i dygnęła nisko. Lękała się nawet oddychać. Od razu zrozumiała, co Gariel miała na myśli, gdy ze strachem wspominała złe humory władcy.
– Mariam! – dopiero na dźwięk własnego imienia znów spojrzała w jego twarz.
– Jak śmiesz wpadać tutaj jak burza, bez pukania!
– Wybacz, panie, szukałam cię wszędzie i nagle przypomniałam sobie, że kilka razy spotkałam cię tutaj w korytarzu...
– Lepiej zamilcz, zanim stracę panowanie nad sobą!
W pół słowa przerwała i znów spojrzała na posadzkę. Czuła, jak emocje zaczynają brać górę nad rozsądkiem. Zachowała się jak szalona, przerwała jego spokój, odkryła jego tajemnicę, zbyt śmiało wkroczyła w jego życie, w jego prywatne obszary...
„Dlaczego skrywał tak cudne oblicze?” – teraz z kolei te myśli zaburzyły jej spokój.
Czuła, jak mijają sekundy, w których emocje starczyłyby na wieczność. Wiedziała, że mężczyzna na nią patrzy, ale nie podniosła oczu. Nie chciała znów poczuć tego zimna i gniewu, które uświadamiały jej własną słabość i działanie pod wpływem chwili, które już kilka razy dosadnie jej wypomniał.
Książę rzeczywiście mierzył ją przenikliwym spojrzeniem. Stała przed nim w nocnej koszuli, która dokładnie podkreślała jej wyjątkowo piękne, kobiece kształty. Rozpuszczone włosy, zalotnymi kosmykami spadały na ramiona, piersi i plecy. Zaróżowione policzki, przyspieszony oddech, dłonie zaciśnięte na krawędziach płaszcza. Zakłopotanie, z jakim nie śmiała podnieść oczu. Cała jej postać wibrowała taką lekkością, świeżością i brakiem sztucznej fasady, typowej dla innych kobiet, które znał. Nagle docenił jej naturalność i spontaniczność.
Milczenie trwało tak długo, że ostrożnie podniosła głowę. Mężczyzna patrzył na nią ...

01 sierpnia 2015

Mroczne Góry na Facebook

Zamów książkę tutaj http://magiczny-swiat.es24.pl/opis/6917037/ebook-niezapomniana-podroz-do-krainy-mrocznych-gor-pelna-tajemnic-niezwyklych-przezyc-powiesc-marii-bucardi.html

https://www.facebook.com/mroczne.gory dziekuje Kochani za motywacje do pracy nad druga ksiega powiesci Emotikon smile Jestescie tak wyjatkowi, ze kazdy dzien spedzony z Wami zaliczam do cudownych podarunkow Wszechswiata!!! Z moca milosci Wasza Maria Bucardi ps. dziekuje takze za zaufanie i wpisy przez strone: http://mariabucardi.pl.tl/Bezplatne-rady-przez-email.htm

VI – Cienka nić
Mariam z lekkością pokonała schody i szybkim krokiem podążyła w kierunku
pracowni zielarskiej, mijając misternie rzeźbione arkady o niezwykłych wzorach.
W pamięci znów odżyły jej pierwsze dni pobytu w Mrocznych Górach. Wówczas,
zupełnie niespodziewanie, spędziła dokładnie tutaj ładnych kilka godzin, zatracona
w pełnej fascynacji sztuką rzeźbiarską. Wtedy, owe kilka tygodni temu, gdy
z zainteresowaniem przyglądała się niezwykłym kolumnom i z podziwem przesunęła
palcem po obrzydliwym obliczu jednego z kamiennych potworów, z zamyślenia
wyrwał ją dźwięczny głos:
– To ty jesteś Mariam Salise?
Zaskoczona odwróciła głowę, jakby ktoś przyłapał ją na czymś zakazanym. Przed
nią stał wytwornie odziany starzec o siwych włosach i długiej, białej brodzie,
sięgającej aż do pasa i uśmiechał się zagadkowo. Z szacunkiem dygnęła
i odpowiedziała na pytanie:
– Tak, jestem Mariam Salise.
Mężczyzna przyjaźnie zmierzył ją spojrzeniem swoich czarnych oczu i wskazał na
rzeźby po prawej:
– To dzieło wielkiego mistrza, który spędził na wykonaniu tego krużganku całe
swoje życie.
Znów spojrzał na dziewczynę, a widząc zainteresowanie, kontynuował:
– Każda kolumna poświęcona jest jednej z krain dawniej podległych Mrocznym
Górom. Na przykład ta tutaj zawiera legendę o żółtorogim jednorożcu, który uwiódł
córkę władcy krainy Monsorens. Zdruzgotany ojciec kazał zamknąć księżniczkę
w wysokiej wieży, strzeżonej przez trzyokie potwory... Ta zaś opowiada legendę
o Ulris, a ta o Diabelskich Mokradłach...
I tak zasłuchana nawet nie zauważyła, jak minęło dobrych kilka godzin i słońce
schowało się za horyzontem. Tajemniczy nieznajomy dotarł do ostatniej kolumny
i wskazując na misternie wykutą w kamieniu sowę u samej góry, kontynuował:
55
– Jak z pewnością wiesz, sowa jest symbolicznym orłem nocy, przewodnikiem do
innych wymiarów, połączeniem z duszami przodków, światem zmarłych...
Mariam zapatrzyła się w to istne arcydzieło sztuki rzeźbiarskiej, choć posąg
przypominał raczej krzyżówkę ptaka z jaszczurem, a gdy znów spojrzała w stronę
starca, ten zniknął. Zaskoczona odwróciła się w jednym i drugim kierunku, ale
mężczyzny nigdzie nie było, jakby w sekundę zapadł się pod ziemię. Tego dnia
widziała go pierwszy i ostatni raz. Kilka razy zapytała o niego Gariel, ale przyjaciółka
tylko uśmiechała się zagadkowo, mówiąc, że nikt taki nie mieszka w Mrocznych
Górach. Jednak Mariam miała wrażenie, że odpowiedź ta odbiega od prawdy. Nie
miała jednak innej możliwości, jak zaakceptować informację i zapomnieć o całym
zdarzeniu. Lekko więc westchnąwszy, odrzuciła natrętne wspomnienia i ruszyła dalej.
Słońce stało już wysoko, przyjemnym ciepłem otulając cały krużganek. Szczyty
górskie widoczne po prawej stronie, za masywnymi murami twierdzy, były wolne od
śniegu, ale jak zawsze nagie i niedostępne.
Czuła w sobie energię i siłę. Z niezwykłą lekkością wbiegła na kolejne schody.
Tutaj zaczynała się galeria obrazów. Nie lubiła tego miejsca i zawsze, z duszą na
ramieniu, w pośpiechu mijała kolejne portrety. Stale miała dziwne wrażenie, że osoby
na obrazach żyją i dokładnie obserwują każdy jej krok. Wreszcie dotarła do
masywnych i misternie zdobionych drzwi, wzdychając z ulgą. Wartownik
z szacunkiem skłonił się jej nisko i otworzył wrota. Podziękowała mu uśmiechem
i ruszyła dalej.
Salon luster zawsze napawał ją podziwem. Cudne, kryształowe zwierciadła
ozdabiały ściany od podłogi do sufitu. Kątem oka spojrzała w jedno z nich
i uśmiechnęła się do swojego odbicia. Kobieca próżność wzięła górę. Zatrzymała się
przed jednym z luster, poprawiła włosy i spojrzała w jego głębię. W tym samym
momencie powierzchnia zwierciadła zmętniała i w powietrzu pojawił się świeży
zapach mokrego mchu. Poczuła dreszcz na całym ciele i przeszywające zimno. Ze
strachem odwróciła głowę i półbiegiem, nie patrząc ani w prawo, ani w lewo, dotarła
do końca galerii i drzwi, które łączyły ją z korytarzem wschodnim.
Książę kilka razy ostrzegał ją przed tym miejscem i radził, by nie skracała drogi
w ten sposób, tylko wybierała tę tradycyjną, przez dziedziniec główny. Nie lubiła
56
jednak spotykać służby i rycerzy, którzy śledzili każdy jej krok, więc wybierała to
zakazane, i o wiele krótsze połączenie.
Z bijącym sercem dotarła do masywnych drzwi, szarpnęła za klamkę i wyszła na
korytarz. Ciężkie wrota zamknęły się za nią z hukiem. Odetchnęła z ulgą, nadal
czując gęsią skórkę na całym ciele. Tutaj świat znów wyglądał naturalnie i przyjaźnie.
Ruszyła dalej, pokonując jedne schody w górę, kolejne w dół i wąski hol ozdobiony
niezwykłymi malowidłami w tonacji błękitnej. Wreszcie dotarła do cedrowych drzwi
pracowni. Bez wahania nacisnęła klamkę i weszła do środka.
Pokój był pusty. Przy ścianach stały ogromne kredensy z dębowego drewna,
skrywając, w zdobionych kryształowych słoiczkach, suszone rośliny z całego świata.
Na olbrzymich drewnianych stołach spoczywały te składniki, które jeszcze nie zostały
rozdrobnione i czekały na swoją kolej. Duże okna wychodziły na stronę południową
i w tej chwili całe pomieszczenie pławiło się w słońcu. Uwielbiała to miejsce, ten
zapach, aromaty roślin i energię, która wypełniała tutaj każdy zakamarek. Podeszła
do stołu, na którym stały otwarte słoje, nałożyła delikatne złote rękawiczki i zajęła
się kruszeniem macierzanki, którą zostawiła w tym miejscu dzień wcześniej. Minęło
kilka minut, gdy ukończyła pracę, zamknęła słój i sięgnęła po kałamarz oraz czarne
gęsie pióro, by opisać jego zawartość. Właśnie nakreśliła pierwsze litery długiej
nazwy, gdy drzwi komnaty otwarły się energicznie i stanęła w nich Gariel. Jak zwykle
ubrana w białą suknię wyglądała niezwykle niewinnie i uroczo. Widząc Mariam,
skinęła ręką, nie ruszając się z miejsca.
– Witaj Gariel, co się stało? – zapytała dziewczyna, odstawiając kałamarz.
– Chodź, Mariam, mam dla ciebie niespodziankę – odparła przyjaciółka i znów
kiwnęła dłonią, ponaglając ją. Mariam zdjęła rękawiczki, starannie odłożyła je na stół
i ruszyła w kierunku gościa.
– Co się stało? – zapytała z zaciekawieniem i uśmiechem.
Gariel przycisnęła palce do ust, uśmiechając się zagadkowo. W jej oczach
nietrudno było dostrzec radość dziecka, które odkryło jakąś tajemnicę i koniecznie
chce podzielić się własnym odkryciem z rówieśniczką.
– Chodź ze mną – szepnęła, ciągnąc przyjaciółkę za rękaw sukni.
Ta jednak nie miała ochoty na sekrety i próbowała się bronić:
57
– Nie mogę, Gariel, muszę dokończyć segregowanie ziół...
– Chodź, chodź – nalegała tamta.
– Książę będzie niezadowolony, jeśli...
– Książę, książę – przedrzeźniała ją przyjaciółka – książę jest w podróży!
– W podróży...? – Mariam spojrzała na nią zaskoczona.
Teraz zrozumiała, dlaczego od dwóch dni nie miała okazji go spotkać.
– Tak, pojechał do mojego ojca do Monsorens – rzuciła tamta niecierpliwie –
chodź wreszcie nie mamy czasu!
– Co to za tajemnica? – zapytała Mariam, próbując odczytać z twarzy przyjaciółki,
co kryje się za tym zdenerwowaniem i podnieceniem, ale tamta, nie czekając dłużej,
już biegła w kierunku schodów.
Nie widząc innego wyjścia i jednocześnie czując wzrastającą ciekawość, ruszyła za
towarzyszką. Po chwili dotarły na dziedziniec. Gariel, już dużo wolniej, szła przodem.
Dystans między nimi zwiększał się coraz bardziej.
Mariam oszołomiona, rozejrzała się po tłumie gapiów. Cały plac był pełen służby,
chłopstwa i rycerzy. Z trudnością przechodziła między ludźmi, którzy rozstępowali się
na jej widok, a służące kłaniały się nisko. Wszyscy zebrani kłębili się, próbując
dostrzec coś zza pleców tych stojących bliżej. Powoli dotarła do miejsca, w którym
stała gwardia przyboczna księcia.
Rycerze od razu rozsunęli się przed nią, robiąc wygodne przejście. Nareszcie
dotarła do dowódcy straży. Mężczyzna uśmiechnął się niezwykle przyjaźnie, podając
jej dłoń i pomagając przejść na podwyższenie. Gariel stała tuż obok i patrzyła ponad
tłumem w kierunku centrum całego zamieszania. Dłoń gwardzisty była niezwykle
silna. W jego oczach widziała oddanie i swoisty podziw. Rzeczywiście wyglądała
uroczo w ciemnozielonej sukni, która podkreślała kolor jej szmaragdowych oczu
i stanowiła kontrast dla pukli złoto - rudych włosów, lekko upiętych z tyłu głowy.
Stanęła tuż obok niego i od razu poczuła się bezpieczniej niż w tej rozbawionej
i nieokiełzanej masie. Spojrzała w lewo i jej oczy napotkały wzrok kilku rycerzy,
którzy zamiast patrzeć przed siebie, najwidoczniej śledzili każdy jej ruch. Jakby tego
nie zauważając, odwróciła głowę w przeciwnym kierunku. Tuż przed sobą widziała
barwnie odzianego błazna, który paradował wśród pospólstwa, opowiadając jedną ze
58
znanych jej anegdot. W tym też momencie w oddali zauważyła kilku ludzi, którzy
budowali scenę.
„Teatr” – ta myśl pojawiła się jak grom z jasnego nieba, a zaraz za nią ucisk
w żołądku. Teraz uważniej przyjrzała się jednemu z komediantów i nagle poczuła, jak
nogi ugięły się jej w kolanach. W ostatniej sekundzie, by pozostać niezauważoną,
przyłożyła do twarzy chusteczkę i odwróciła się w kierunku dowódcy.
– Jest mi słabo, proszę o przejście – szepnęła.
Gwardzista z przejęciem zmierzył ją badawczym wzrokiem i uchwycił za
przedramię. To solidne oparcie pozwoliło jej zachować równowagę i szybko zejść ze
schodów. Torując drogę i nie puszczając jej z uścisku, rycerz dotarł z nią do
najbliższego z korytarzy. Minęli ostatnie osoby ze służby. Jedna ze zdziwionych
pokojówek dygnęła nisko i wyszeptała z przejęciem:
– Pani, co się stało? Czy wołać doktora?
Mariam w geście odmowy tylko machnęła dłonią, a gdy uznała, że mrok arkad
ukrywa ją przed wzrokiem gapiów, odsunęła chusteczkę i zatrzymała się. Dowódca
straży delikatnie zwolnił uścisk i puścił jej ramię. W jego oczach zauważyła
zatroskanie.
– Wszystko w porządku, Albercie, dla mnie to zbyt dużo ludzi – szepnęła.
Rycerz, z wyczuwalnym szacunkiem i zaniepokojeniem patrzył na nią, ale widząc
rumieńce na policzkach i szczere spojrzenie dziewczyny, znów uśmiechnął się,
mówiąc:
– To był z pewnością pomysł Gariel, by prowadzić cię, pani, w taki tłum
motłochu...
Mariam znów spojrzała w jego piwne oczy, odetchnęła głęboko i szepnęła:
– Nieważne, Albercie, wracam do mojej komnaty.
– Czy mam przywołać Bet, by towarzyszyła ci, pani, w drodze i przez resztę
dzisiejszego wieczoru?
– Nie, nie trzeba, czuję się już o niebo lepiej, a twoja siostra nie jest moją
niewolnicą, niech spokojnie ogląda przedstawienie. Dziękuję za pomoc.
Nie czekając dłużej, odwróciła się w kierunku schodów i zwinnie ruszyła na górę.
Mężczyzna nadal z troską patrzył za nią, nie mogąc oderwać wzroku od jej lekkich
59
ruchów, a gdy zniknęła za zakrętem, westchnął i oddalił się w kierunku dziedzińca.
Mariam lubiła go, był jej przyjacielem i osobą, której zawsze mogła ufać.....