03 listopada 2016

W zielonych oczach wiedzmy - Mroczne Gory XII — Jezioro Łez


Namaste Kochani, dzis kolejny - tym razem bardziej romantyczny -  fragment :-) 

calosc tutaj: https://mariabucardi.pl/pl/c/Powiesc-Mroczne-Gory/30




Mroczne Gory
XII — Jezioro Łez


.... Mariam szybkim krokiem pokonała ostatnie schody i wyszła na oblany słońcem

dziedziniec. Problem z dobraniem garderoby na tak długą podróż znacznie ją opóźnił

i była pewna, że książę już na nią czeka i nie oszczędzi sobie odpowiedniego

komentarza przy służbie. Wbrew jej oczekiwaniom koń władcy spokojnie stał przy

balustradzie, więc mimo wszystko była wcześniej, niż przypuszczała.

– Pani, twój koń... – usłyszała za sobą dźwięczny głos młodego chłopca.

Odwróciła się z uśmiechem. Naprzeciw niej stał stajenny, z respektem

pochylając głowę i wyciągając w jej stronę uzdę rumaka. Znała tego chłopca, mógł

mieć niespełna szesnaście lat. Gdy podniósł głowę, w jego oczach malował się

głęboki szacunek i podziw, a wręcz uwielbienie. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że

od kilku tygodni chłopak skrycie nie odrywał od niej wzroku. Na samą myśl

uśmiechnęła się i udając pełną obojętność, przyjęła lejce i z gracją dosiadła rumaka.

Młodzieniec znów ukłonił się nisko, życząc jej dobrej podróży i szybko pobiegł

w stronę książęcego konia.

Teraz dziewczyna zauważyła księcia, który z dumą pospiesznie wszedł na

dziedziniec. Z ramion spływał mu długi czarny płaszcz, majestatycznie falując

97

z każdym krokiem. Na twarzy miał czarną maskę a na głowie czarny kapelusz. Bez

słowa starannie założył rękawiczki, podszedł do konia i już po chwili był obok niej.

– Witaj, Mariam, pogoda nam dziś sprzyja – rzucił z uśmiechem, mierząc ją od

stóp do głów, aż poczuła dreszcz.

Na podróż wybrała bordową suknię i czarny płaszcz ocieplony bordowym

aksamitem. Wyglądała przeuroczo i niezwykle wytwornie.

– Witaj, książę, rzeczywiście niebo wygląda przychylnie i nie zapowiada

niespodzianek – odparła.

– Ruszajmy więc.

Po niespełna trzech godzinach minęli Dolinę Murs i Stawy Płaczu. Droga znów

zaczęła wznosić się w górę w kierunku stromych szczytów. Końskie kopyta miarowo

stukały o drewniane belki mostu, łączącego brzegi rwącej rzeki, niosącej wodę

z sąsiednich szczytów Diabelskiej Przełęczy. Wzrok Mariam przesunął się po nagich

skałach i ciemnych szczelinach, które w kilku miejscach były jeszcze zawalone starym

brudnym śniegiem. Tuż nad głową widziała sople lodu, tworzące specyficzną bramę

i otulające głazy po obu stronach. Zauważyła, że książę jest skupiony i z niezwykłą

powagą zdaje się wypatrywać czegoś w zaroślach po drugiej stronie mostu. Sama

również spostrzegła, że w krzakach na brzegu rzeki coś jakby nieznacznie się

poruszyło. Zrównała konia z czarnym ogierem księcia i ostrożnie szepnęła:

– Co to?

– Cyt ... - odpowiedział mężczyzna, przykładając do ust palec otulony

delikatnym aksamitem czarnej rękawiczki, nakazując milczenie.

Po chwili zarośla przestały się poruszać.

– Jesteśmy na obszarze Sinters i mam wielką nadzieję, że pozwolą nam

spokojnie przejechać - dodał, patrząc jej w oczy.

Jego wzrok był spokojny i zimny jak zawsze, idealnie pasując do otaczającego

ich krajobrazu. Poczuła dreszcz i mocniej otuliła się piękną materią płaszcza.

Zgodnie z oczekiwaniem władcy, lud zamieszkujący lodową krainę, nie robił

żadnych przeszkód i już po chwili znaleźli się na malowniczej równinie. Po obu

stronach drogi pojawiły się przyjemne dla oka, białe wapienne skały. Minął niespełna

kwadrans, gdy dotarli do kresu doliny. Tutaj trakt zwęził się znacznie i prowadził dalej

98

na północ przez gęsty sosnowy las. Mariam poczuła piękny zapach żywicy, a delikatny

szum wiatru w koronach drzew działał odprężająco. Znów zapadła w rozmyślania.

Przed oczami stanęły jej rękopisy w pracowni ojca Greona, w których czytała o sile

sosny. Teraz dokładnie czuła tę energię w powietrzu. Zmęczenie jakoś magicznie

znikało, a z każdym kolejnym zakrętem ścieżki, jej myśli wypełniały cieplejsze emocje

i zrozumienie. Miała nagle wrażenie, że książę wcale nie jest aż tak surowy

i doświadczyła wdzięczności, że zabrał ją ze sobą na tę wędrówkę. Wcale przecież nie

musiał tego robić. Wreszcie zrozumiała niebezpieczeństwo, jakie przyjął na swoje

barki, by spełnić prośbę Alchemika, a przecież mógł odmówić.

Zauważyła, że Ralf Santone de Rons zatrzymał się na skraju lasu. Po chwili jej

rumak dotarł do tego samego miejsca i również stanął. Mariam spojrzała przed siebie

i w momencie poczuła gęsią skórkę na plecach. Cała dolina tonęła w smugach

ciemnego dymu. To tu, to tam dopalały się zgliszcza, niosąc z sobą odór wojny. Nad

pobojowiskiem krążyły sępy. Pytająco spojrzała w oblicze władcy. W jego niebieskich

oczach widziała poruszenie, jednak starał się nie dać tego po sobie poznać.

– Wracajmy na rozstaje! - rozkazał, ściągając wodze.

Zrobiła to samo i po chwili byli już w wyznaczonym miejscu. Tutaj kamienne

tabliczki wskazywały w trzech kierunkach.

– Pojedziemy dłuższą drogą, nie chcę byś oglądała to z bliska.

Mariam poczuła ucisk w gardle, nie mogła wymówić słowa. Dopiero ten widok

uświadomił jej niebezpieczeństwo i zagrożenie wiszące nad księstwem. Byli przecież

jeszcze na ziemiach Mrocznych Gór, choć tuż przy granicy, to jednak wojna aż dotąd

rozciągała swoje koszmarne macki.

– Widzisz, Mariam - kontynuował książę - czasami nie potrafię pojąć skąd tyle

nienawiści mieszka w ludziach ... Przez tyle lat żyliśmy w pokoju, tolerując zwyczaje

innych, szanując się wzajemnie, co nagle skłoniło te narody do takiej agresji?

Przez chwilę zawahał się i zamilkł, jakby się nad czymś zastanawiał, po czym

dodał:

– Bóg mi świadkiem, że znajdę wyjście i zakończę te spory!

W tej chwili Ralf Santone de Rons miał tyle uroku, że Mariam nie mogła

oderwać od niego wzroku. W obliczu takiej katastrofy, gdy przyszłość księstwa stała

99

pod znakiem zapytania, książę nawet na moment nie okazał najmniejszej słabości,

czy zwątpienia. Ta postawa była warta podziwu. W momencie zrozumiała, dlaczego

służba daży go takim szacunkiem i pomyślała o słowach Gariel, które znów

zabrzmiały w powietrzu: “Książę jest sprawiedliwy, a jego gniew zawsze ma

podstawy, ostre słowa to tylko wyraz jego troski”.

“Rzeczywiście to nie lada ciężar, władać takim terytorium” - pomyślała.

*

Przez kolejne godziny cały czas jechali w milczeniu i musiała przyznać, że było

jej to na rękę. Mogła podziwiać okolicę i rozmyślać do woli. Książę znów był o kilka

metrów przed nią, co dawało jej uczucie pełnej swobody. Po pewnym czasie zaczęła

jednak odczuwać zmęczenie i ochotę rozprostowania nóg. Jakby czytając w jej

myślach, mężczyzna zwolnił i zrównał konia z jej rumakiem.

– Przed nami trudna skalista droga, a mój ogier kuleje, zatrzymamy się przy

Jeziorze Łez - rzekł i znów pognał do przodu.

Z jakąż ulgą przyjęła jego słowa. Wizja odpoczynku była tak kusząca. Po kilku

zakrętach skierował konia w boczną wąską drogę w kierunku południowym. Podążyła

za nim.

Już po chwili przed oczami rozpostarł się niezwykle malowniczy krajobraz.

Cudne białe skały i głęboki błękit górskiego jeziora. Nad brzegiem wody rosły

potężne i majestatyczne kilkusetletnie dęby, otoczone grubym soczystym dywanem

mchu. Gdy dotarli do brzegu, mężczyzna zeskoczył z konia i poprowadził go nad

wodę, by zwierzę mogło ugasić pragnienie. Mariam poszła za jego przykładem.

– Niezwykle piękne miejsce – rzekła, patrząc ponad taflą wody w kierunku

olbrzymiego wodospadu po prawej stronie.

Poczuła, jak książę jej się przygląda, spojrzała mu w oczy.

– To woda o niezwykłej sile i ogromnej energii. Jeśli chcesz, możesz

doświadczyć jej mocy.

Mówiąc te słowa, wyjął z torby butelkę, odkorkował ją i wylał całą zawartość.

Schylił się i zaczął napełniać pojemnik. Dziewczyna pochyliła się, zdjęła rękawiczkę

100

i włożyła dłoń do zimnej wody. Poczuła mrowienie i silne drganie najpierw na dłoni,

potem coraz wyżej. Z uśmiechem cofnęła dłoń.

– Niezwykłe – szepnęła.

Znów poczuła, że książę na nią patrzy.

– Dziękuję, że zabrałeś mnie ze sobą, panie ... – szepnęła

– Nie chwal dnia przed zachodem słońca ... – odparł mężczyzna, podając jej

butelkę.

Mariam przycisnęła pojemnik do ust i poczuła jak niezwykłe i przyjemne

mrowienie, przenika całe jej ciało. Zamknęła oczy i poczuła taką ulgę, radość, ciepło

i odprężenie, a gdy znów je otworzyła, książę był już przy drzewach i sprawdzał

kopyto konia. Zauważyła, że zdjął płaszcz i w pełni pochłania go kulejące zwierzę.

Nie chciała przeszkadzać i pozostała na miejscu.

Ponownie popatrzyła na wodospad, który niezwykłą siłą spadał ze skał, tonąc

w odmętach jeziora i wydając przy tym piękny i melodyjny łoskot. Na powierzchni

wody tworzyły się lekkie i wyraźne fale, rozchodząc się miarowo coraz dalej i dalej.

Wytężyła wzrok, by dostrzec kres wody, ale jezioro było tak ogromne, że drugi brzeg

zmywał się z horyzontem. Zauważyła dwie ważki, które igrały w ciepłym wietrze tuż

obok jej głowy. Czuła się szczęśliwa, wolna, niezależna. W momencie zniknęły

wszystkie złe wspomnienia, urazy.

Z zadowoleniem odwróciła się w stronę księcia. Mężczyzna stał zaraz obok,

opierając się o jedno z drzew, patrzył na nią i uśmiechał się przyjaźnie. Dopiero teraz

zdała sobie sprawą z tego, że jest zupełnie inny niż w twierdzy.

Nie mógł oderwać od niej wzroku, jej bordowa suknia tak misternie zdobiona

złotem i sznurowaniem tak idealnie podkreślała jej smukłą sylwetkę i wyjątkowo

piękne i proporcjonalne kształty. Jej długie, piękne włosy lekko smagane wiatrem

igrały w powietrzu, dodając jej niezwykłego uroku. Była wyjątkowo piękna, świeża,

pełna życia, a przy tym tak tajemnicza. Te wspólnie spędzone tygodnie pozwoliły mu

przełamać początkowe uprzedzenia, którymi obdarował ją już w pierwszych

minutach, gdy pojawiła się w Mrocznych Górach. Czuł, że nie tylko źle ją osądził, ale

i traktował. Nie była ani dumna, ani przebiegła, ani głupia, ani rozpustna. A wręcz

przeciwnie. Każdy spędzony z nią moment był pełen uroku, każda rozmowa była

101

interesująca i pozwalała spojrzeć na wiele rzeczy w całkiem inny sposób. Czuł, że

Mariam Salise przestała mu być obojętna, a każdy kolejny dzień tylko wzmaga w nim

ukryte impulsy i uczucia. Z zamyślenia wyrwał go jej melodyjny głos.

– Co z koniem książę?

Jeszcze przez kilka sekund milczał, rozkoszując się tym przyjemnym uczuciem

ciepła, które wypełniło całe jego ciało, po czym odparł:

– To tylko małe zadraśnięcie. Dalsza droga jest jednak dość trudna, a uleczona

rana osłabia zwierzę, będziemy potrzebować trochę więcej czasu, niż planowałem.

Odpocznij przy koniach Mariam, a ja skorzystam z okazji, by zażyć kąpieli.

Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, ruszył w kierunku wodospadu. Czuł, że

ucieka przed tym uczuciem, przed nią. Dotarł do brzegu. Pokonał kilka skalnych

barier, ukryty przed jej wzrokiem usiadł na kamieniach i zatopił twarz w dłoniach. Ze

złością zrzucił maskę, ściągnął koszulę, buty. Zanurzył ciało w zimnej wodzie,

próbując zebrać myśli, przepłynął kilka razy pod wodospadem. Czuł, że magiczna

woda, zamiast jednak ostudzić emocje, tylko je wzmaga. “To nie był dobry pomysł,

by zatrzymać się akurat tutaj” - pomyślał. Zresztą, jakie ma to znaczenie, dlaczego

ma ukrywać uczucia, ile lat ma jeszcze służyć przysiędze. Nie miał już ani ochoty, ani

potrzeby podporządkowywania się starym i nieaktualnym prawdom i obietnicom.

Sytuacja zmieniła się, on się zmienił i nadszedł czas odrzucenia starych łańcuchów.

Mariam po przechadzce nad brzegiem, z westchnieniem usiadła na miękkim

mchu i właśnie kreśliła coś w swojej małej księdze, którą zawsze nosiła przy sobie,

gdy książę wrócił na polanę. Podniosła głowę, by z ulgą stwierdzić, że mężczyzna

zdjął maskę.

– Woda jest wręcz lodowata – rzucił z uśmiechem - siadając pod drzewem.

Włosy mokrymi pasemkami otaczały jego wyjątkowo piękną i wypoczętą

twarz. Rozpięta koszula ukazywała misternie rzeźbiony srebrny medalion, który

spoczywał mu na piersi. Nagle zauważyła, że zbyt długo mu się przygląda

i z zakłopotaniem odwróciła głowę. Jej zachowanie nie pozostało niezauważone.

Książę znów spojrzał w jej kierunku i ich oczy się spotkały. Dziewczyna doznała

dziwnego drżenia na całym ciele i spuściła wzrok, poczuła bowiem dokładnie to, co

102

widziała w jego oczach, dreszcz pożądania. Szybko podniosła się z ziemi, chcąc

przerwać tę kłopotliwą sytuację.

– Ruszajmy, panie, jeśli droga jest długa to lepiej, jeśli pokonamy ją szybciej.

Bez słowa podeszła w kierunku konia. Otworzyła torbę podróżną i schowała

w niej księgą. W momencie, gdy mocowała się z zapięciem, poczuła, jak mężczyzna

delikatnie przywarł do jej pleców i palcami docisnął zamek torby. Nie cofnął się, tylko

bez słowa dotknął jej ramion, odsunął włosy i pocałował ją w kark. Poczuła ten sam

dreszcz i ciepło, które oblało całą jej skórę. Jego ciepły oddech sprawił, że cały świat

jakby zawirował jej w powietrzu. Lekko, ale stanowczo objął ją w pasie i nadal

całował. Jego zapach, chłodna skóra, ten dotyk. Czuła jak rozkosz i pożądanie

wypełnia całe jej ciało.

Razem z tym przyjemnym odczuciem pojawił się strach, wahanie. Jeśli to tylko

kolejna próba czy żart? Odwróciła się w jego stronę. To nie mógł być żart, jego oczy

były pełne ciepła i pożądania. Nikt nie mógłby grać tak dobrze, czy udawać w ten

sposób. Objął ją i przycisnął usta do jej ust. Odwzajemniła pocałunek. Te długie

spędzone wspólnie miesiące również dla niej nie były obojętne. Tyle dni, rozmów,

doświadczeń. Czuła jego niezwykle piękny korzenny zapach, delikatny zarost, miękkie

wilgotne włosy. Zamknęła oczy, rozkoszując się smakiem, zapachem i dotykiem.

Nagle jak grom z jasnego nieba przez głowę przebiegła jej myśl, że to, co się

dzieje to energie wody, którą wypili. Kilka tygodni temu Gariel opowiadała jej

przecież o Jeziorze Łez. Nie jest to uczucie prawdziwe tylko halucynogenne działanie

energii tego miejsca. Mężczyzna znów, jakby czytając w jej myślach, zatrzymał się,

zawahał i głęboko spojrzał jej w oczy.

– Mariam?

Uśmiechnęła się, a gdy znów chciał ją pocałować, poczuł opór i jej delikatną

dłoń na własnych ustach.

– Książę, proszę, nie rób tego, czego mógłbyś jutro żałować... – szepnęła.

Te subtelnie wyszeptane słowa podziałały jak otrzeźwienie. Mężczyzna odsunął

się energicznie.

– Magiczne Jezioro Łez ... - rzekł ze zrozumieniem, na co ona tylko

uśmiechnęła się, mówiąc:

103

– Magiczne złudne odczucia, o których jutro zapomnimy...

*

Już po chwili znów byli na głównym trakcie. Oboje w zamyśleniu,

zakłopotaniu. Oboje trapieni tym samym odczuciem, czy było to działanie wody

z Jeziora Łez, czy jednak długo skrywana namiętność, wyzwolona odpowiednią

energią. Gdy już byli pewni własnych uczuć, to nie mieli pewności, czy odczucia tej

drugiej strony były tylko działaniem wody, czy też prawdziwym głosem serca.



Z moca anielskich wibracji Twoja Maria Bucardi
dr h.c. of Angel Studies, CCU Institute (USA)
mgr historii i dziennikarstwa
Co aktualnie u mnie znajdziesz na moim blogu osobistym - http://bucardimaria.com

                                      ♥