Moi Kochani, wiem jak czekacie na kolejny fragment "W zielonych oczach wiedzmy" - dzis wybralam moj ulubiony :-)
VII — Poświata Wenus - fragment
Książę pożegnał gości z Onis i czuł ulgę na samą myśl o tym, że ten coroczny
obowiązek dobiegł końca. Skinął w stronę sekretarza, a gdy ten pochylił się, szepnął
mu coś na ucho. Dopił kielich wina i wstał, kierując się w stronę krużganku. Muzycy
chcieli przerwać, jednak sekretarz dał im wyraźny znak, że mają kontynuować. W ten
sposób nikt z tłumu bawiących się nawet nie zauważył, że ich władca opuścił
dziedziniec i udał się na wyższe piętro. Tutaj w cieniu arkad odetchnął głęboko. Oparł
się o jedną z kolumn i spojrzał w dół. Jego znużony wzrok powędrował poprzez tłum
w stronę szczytów na horyzoncie i olbrzymiej srebrzystej tarczy księżyca. Nie mógł
pojąć jak poddani w zupełnej beztrosce upijają się na jego oczach, jakby groźba
wojny w ogóle ich nie obchodziła.
I tak z głębokiego zamyślenia wyrwał go dźwięczny cichutki głosik służącej:
– Książę, świeży jabłecznik z twoich sadów.
Mężczyzna spojrzał w jej stronę, na co dziewczyna skłoniła się nisko i zastygła
w bezruchu, nie śmiąc nawet podnieść głowy, tylko wyciągnęła w jego kierunku tacę
z kielichem, wysadzanym drogocennymi kamieniami. Bez słowa przyjął napój,
a widząc zakłopotanie i rumieńce na policzkach młodziutkiej służki, rzekł łagodniej,
niż zwykle:
– Możesz odejść.
Dziewczę, patrząc pod nogi, wycofało się z bijącym z podekscytowania
sercem. To były jej pierwsze dni w twierdzy i każde zadanie starała się wypełnić jak
najlepiej, jednak spotkanie z samym władcą magicznie odbierało jej ostatki odwagi.
Książę widząc to słodkie zawstydzenie, tylko uśmiechnął się sam do siebie i znów
popatrzył w dół w stronę dziedzińca.
Napój był niezwykle orzeźwiający i lekko kwaśny. Przypomniał sobie, że ostatni
raz pił jabłecznik dokładnie rok temu w to samo święto. Kolejny rok minął tak szybko.
Znów oparł się o kolumnę, wolno sącząc wino i delektując się jego jesiennym
aromatem, znudzonym wzrokiem patrzył na bawiący się motłoch. Oglądał wszystkie
dekoracje, słodkości, stragany pełne orientalnych towarów, spoglądał na roześmiane
twarze rycerzy, rumiane wieśniaczki, aż jego wzrok nagle zatrzymał się na Mariam.
Dziewczyna śmiała się i tańczyła, wręcz wirowała w powietrzu, jakby była
lekka, jak piórko. Jej ruchy były swobodne i delikatne, a muzyka zdawała się
przepełniać ją całą, jakby to ona była jej nierozerwalną częścią. Ten niezwykły
kontrast, który stanowiła z otaczającym ją tłumem, przez chwilę nie pozwolił mu
oderwać od niej oczu. Zdawała się tańczyć z powietrzem, jakby nic wokół niej nie
istniało, w ogóle nie zdając sobie sprawy z tego, gdzie jest, kim jest i jakie wrażenie
robi na poddanych dookoła. A wrażenie było niemałe. On widział to, czego ona
zdawała się w ogóle nie zauważać. Ta lekkomyślność wzbudziła w nim gniew. Ze
złością energicznie odstawił kielich na kamienną poręcz. Jabłecznik rozprysnął się
dookoła.
– Natychmiast przyprowadź tutaj panią Mariam Salise! - rzucił z nieukrywanym
niezadowoleniem w stronę służącego.
Młody chłopak aż zadrżał i widząc złość w oczach władcy, jak strzała ruszył po
schodach w dół w stronę dziedzińca.
Mariam nie mogła złapać tchu, gdy nareszcie dotarły z Gariel do jednego ze
straganów, gdzie z wdzięcznością przyjęła kubek zimnej wody. Umoczyła w nim usta
i od razu poczuła się lepiej. Wśród wrzawy dookoła dosłyszała wołanie:
– Pani, pani!
Wzrok Gariel od razu nakazał jej się odwrócić, teraz wiedziała, że chodzi o nią.
Służący dopadł do jej stóp i skłonił się nisko.
– Pani, książę życzy sobie ciebie widzieć!
– Teraz? - zapytała z niedowierzaniem.
– Pani, tak, natychmiast, proszę za mną!
Z nieukrywanym zdziwieniem w oczach spojrzała na przyjaciółkę, co ta tylko
skwitowała mrugnięciem i z uroczym uśmiechem dodała:
– Obowiązki na pierwszym miejscu. Nie przejmuj się, jak wróci Aleksander
powiem mu co się stało.
Mariam nie mogła ukryć zaskoczenia. Miała wrażenie, że Gariel naprawdę tylko
jedno ma w głowie, by połączyć ją ze swoim bratem, jakby nagle nic innego nie było
ważne. A ona sama? Tak naprawdę czuła się szczęśliwa, że mogła przez te kilka chwil
po prostu być sobą i korzystać z niczym nieskrępowanej swobody.
Droga przez tłuszczę była uciążliwa, a pokonanie tylu schodów dało jej odczuć
zmęczenie tańcem i skutki wypitego jabłecznika. Na szczęście zimne powietrze
orzeźwiało i ból głowy, który męczył ją od kilku minut, mijał z każdym krokiem.
Nareszcie dotarli do celu.
Zimny wzrok księcia, którym ją powitał, przyprawił ją o dreszcz. Mężczyzna
zmierzył ją badawczo, a gdy powitała go uśmiechem, wycedził ze złością:
– Natychmiast chodź ze mną, Mariam!
Odrzucił połę płaszcza i energicznie ruszył w stronę schodów. Nie czekając
dłużej, poszła jego śladem.
Szybkim krokiem pokonali kolejne korytarze i wkrótce byli już w skrzydle
północnym. Czuła, że nie może złapać tchu, jednak bez słowa szła dalej.
Zastanawiała się, co było tak ważne, że nie mogło czekać ani chwili. Ten zimny wzrok
księcia także nie zwiastował nic dobrego. Mężczyzna przez całą drogę nawet nie
spojrzał w jej kierunku. Szedł szybko, a piękna materia jego purpurowego płaszcza,
wyszywana złotą nitką, falowała lekko, dodając całej postaci niezwykłej godności
i pewności siebie.
Wreszcie dotarli do baszty północnej. Strażnik skłonił się nisko i podał władcy
pochodnię, otwierając grube kute drzwi. Wewnątrz było ciemno, ale już po chwili
odpalone łuczywo słabym światłem otuliło kręte strome schody.
Mariam nawet, by nie przypuszczała, że jedna baszta może mieć tyle stopni,
dziś czuła to tak dosadnie. Miała wrażenie, że jest ich ponad dwieście, gdy dotarli na
szczyt wieży, serce chciało wyskoczyć jej z piersi. Mogła spodziewać się wszystkiego,
ale że książę karze jej wyjść tutaj na wieżę w środku nocy, to już przeszło jej
najśmielsze oczekiwania.
Mężczyzna odstawił pochodnię i podszedł do kamiennej balustrady. Mariam nie
mogła ukryć zafascynowania. Widok z baszty na moment całkowicie ją oszołomił.
Z zachwytem odwróciła się kilka razy wokół własnej osi, mając wrażenie, że gwiazdy
tańczą nad jej głową. Z uśmiechem znów popatrzyła na księcia, który obserwował ją
z zainteresowaniem.
– Niezwykła pora i miejsce na spotkanie. Nie śmiałabym przypuszczać, że
widok stąd może być tak zachwycający.
Mężczyzna, widząc tę beztroskę w jej zachowaniu, uśmiechnął się, zdjął
maskę, odłożył ją na bok, przeczesał włosy i spojrzał w niebo, po chwili rzekł
spokojnym głosem:
– Podejdź tutaj, Mariam...
Zgodnie z jego wolą zbliżyła się do poręczy i pytająco spojrzała mu w oczy.
– Czy wiesz, Mariam, jakie siły rządzą dzisiejszą nocą? - zapytał.
– Naturalnie - szepnęła, idąc za jego przykładem i spoglądając w gwieździste
niebo - dziś przecież mamy transfer Wenus.
W tym momencie poczuła silny uścisk na ramieniu i ból. Jęknęła, próbując
wyrwać rękę i z zaskoczeniem, pytająco spojrzała mu w oczy. Przez owa bliskość
poczuła piękny zapach kadzidła, ambry i sandałowca, który otaczał go tajemniczą
mgiełką i nagle przed oczami stanęły jej te wszystkie godziny, które spędziła nad
notatami w starej bibliotece. Rękopisy zawsze nosiły ten sam charakterystyczny
aromat. Nagle jakoś nie mogła wymówić słowa.
– Mariam, czy wiesz co to za strój? - zapytał z naciskiem, potrząsając jej
ramieniem, co zaowocowało delikatnym dzwonieniem dzwoneczków, przyszytych do
rękawów sukni. Ten dźwięk w tej nocnej atmosferze zabrzmiał jakoś inaczej, wręcz
strasznie.
– Jak to? - szepnęła - Przecież to tradycyjny strój Święta Kwiatów... - w jej
głosie wyczuł zaskoczenie.
Puścił jej rękę, a w jego oczach nagle pojawił się uśmiech.
– Tradycyjny strój Święta Kwiatów ... - powtórzył - czy to był pomysł Gariel?
Mariam czuła się zbita z tropu. „Co oznaczał ten ubiór? Czy ma potwierdzić
i może pogrążyć przyjaciółkę, czy też zaprzeczyć i skłamać?”. Na jej twarzy
odmalowała się gra uczuć, która nie uszła jego uwagi.
– Naturalnie to pomysł Gariel - dodał mężczyzna, krzyżując ramiona na piersi
i kontynuując - nie życzę sobie, byś w ten sposób pouchwalała się ze służbą.
Mariam milczała. Władca Mrocznych Gór miał rację, od początku czuła, że z tą
suknią coś jest nie tak, jak powinno. Ten tajemniczy uśmiech przyjaciółki. „Mogłam
się tego domyślić” - pomyślała - „Z resztą ten pomysł, by bawić się swawoląc, jak
wiejskie dziewki, też nie był najlepszym”. Westchnęła ze smutkiem. Czuła się złe. Ze
złością szarpnęła szal i zgniotła go w dłoni.
– Co oznacza ten strój? - zapytała, patrząc w oczy księcia z nadzieją, że udzieli
jej wyjaśnień.
Mężczyzna jednak znów tylko zagadkowo się uśmiechnął z wyczuwalną ironią,
mierząc ją od stóp do głów. Wyglądała przeuroczo; białe konwalie w rozpuszczonych
włosach, złote sznurowania sukni i ostre barwy tkaniny, stanowiły istną harmonię
z rumieńcami na policzkach i zieloną głębią jej oczu.
– Nieważne - dodał po chwili wahania i odwracając się w stronę kamiennej
poręczy, kontynuował - nie z tego powodu przyprowadziłem cię tutaj, by rozmawiać
o naszych tradycjach. Gariel powinna sama ci to wyjaśnić, jakie intencje nią kierują...
– Intencje? - zapytała z niedowierzaniem.
– Naturalnie oprócz tej, która zauważył cały dwór, by wpakować cię do łoża
własnego brata! - dodał bezlitośnie.
– To nie prawda! - odpowiedziała energicznie, jednak w głębi duszy czuła, że
ksiażę dokładnie wie, co mówi.
– Nie prawda? - zapytał, kładąc dłonie na poręczy i pytająco patrząc jej
głęboko w oczy, aż poczuła dreszcz.
Miała wrażenie, że czyta w jej myślach. „Czyżby Ralf Santone de Rons był
o nią zazdrosny"? - na samą myśl uśmiech odmalował się na jej ustach.
– Nie widzę w tym nic śmiesznego, Mariam - dodał z powagą - czyż sama nie
dałaś mu dzisiejszej nocy wystarczającej nadziei?
– Nadziei?! - krzyknęła z zaskoczeniem - jakiej nadziei, panie?!
– Nie obchodzą mnie twoje miłostki, Mariam, jednak tutaj w Mrocznych
Górach...
– Naturalnie tutaj w Mrocznych Górach panują inne zasady, każdy korzeń ma
tutaj oczy i każdy śledzi mój krok, bym broń boże, nie poczuła się, ani przez chwilę,
choć odrobinę szczęśliwa! - przerwała mu w pół zdania takim tonem, że aż powietrze
zadrżało.
Chciała się odwrócić i odejść, jednak mocny uścisk na ramieniu nie pozwolił jej
zrobić kroku. Z taką złością spojrzała w oczy księcia, że od razu puścił jej rękę,
jednak nie ruszyła się z miejsca. Przez moment zapadło milczenie.
– Zapewniłem mego ojca, że będziesz tutaj bezpieczna i włos ci z głowy nie
spadnie. Mieszkańcy Monsorens mają, delikatnie mówiąc, ... dziwne zwyczaje i jeśli
zabraniam ci utrzymywania z nimi intensywnych kontaktów, to mam ku temu ważne
powody. Rozumiesz, Mariam?
– Najlepszym rozwiązaniem będzie, zamknąć mnie w komnacie lub jeszcze
lepiej w lochu, bym nie mogła, ani z nikim rozmawiać, ani do nikogo się uśmiechnąć -
odparła z ironią.
Słysząc te słowa i widząc bunt w tych zielonych oczach, władca twierdzy
wybuchnął śmiechem.
– Możemy spróbować, będziesz z pewnością bezpieczniejsza, niż swawoląc
wśród pijanych rycerzy!
W jego oczach było coś niezwykłego, czego nie potrafiła zdefiniować.
Wyzwoleniem z krępującej sytuacji stały się sztuczne ognie, które zabłysły od strony
dziedzińca, wydając przy tym taki huk, że aż serce stanęło jej w piersi.
– Mariam, jeśli masz ochotę wrócić do zabawy, to bardzo proszę, radzę ci
jednak zmienić ubranie... - dodał już nieco łagodniej.
– Jeśli pozwolisz, panie, chciałabym wrócić do mojej komnaty.
– Za chwilę będzie widoczna gwiazda Onleya, to zjawisko zdarza się tylko
jeden raz na pół wieku, później cię odprowadzę, korytarze są ciemne, a twierdza aż
roi się od obcych....
![]() |
autorka: Maria Bucardi |
"W zielonych oczach wiedzmy" - dlugo oczekiwana niespodzianka! Wystartowala 8.8 - 88 w numerologii liczba mistrzowska, oznacza mistycyzm, polaczenie najwyzszego duchowego z najwyzszym materialnym, wprowadzenie rownowagii miedzy duchowoscia a materia, podwojny symbol nieskonczonosci – jakze symbolicznie pasuje to wlasnie do drugiej czesci „Mrocznych Gor”! To Sily Wyzsze wskazaly te date oraz wysokosc wymiany za ksiazke, ktora wynosi: 26 zl – czyli znow 8!!! Czyz to wszystko nie jest magiczne???Ksiazka bedzie dostepna tutaj: https://mariabucardi.pl/pl/c/Powiesc-Mroczne-Gory/30
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz